Cześć!
W każdym komunijnym poście w tym roku piszę, że w tym sezonie jest inaczej, że komunie w sierpniu i wrześniu, że jakoś mi z tym dziwnie. Dzisiaj pokażę wam, że inaczej nie znaczy gorzej!
Wszystkie komunie z maja zostały przełożone, a co za tym idzie, wszystkie sale były rezerwowane na nowo. Niektórym udało się załatwić salę. Wiem, że niektórzy też całkowicie odpuścili przyjęcia komunijne, inni zorganizowali obiad dla rodziny w domu, a u Marcela przyjęcie komunijne odbyło się na ich własnym podwórku. Było to zatem chyba moje pierwsze przyjęcie w plenerze.
Już wam mówię czemu ten pomysł mi się spodobał. Wszystkie stoły i miejsca dla gości stały w pięknie przyozdobionym garażu. Przed garażem stał namiot, a w środku genialnie udekorowany stół ze słodkościami. Wszyscy siedzieli na ławeczkach w ogrodzie, bo była piękna pogoda. Dzieci miały na podwórku mnóstwo miejsc do zabawy, więc rodzice nie musieli za nimi biegać i ich pilnować. No i ta luźna, rodzinna atmosfera!
Uwielbiam takie przyjęcia, gdzie wszyscy bawią się razem, gdzie widać, że goście rzeczywiście przyszli tu dla jubilata i jego rodziny. Nie ma żadnej presji czasu, nie ma innych gości (a przecież często jest kilka komunii w jednym lokalu). Takie przyjemne reportaże jakoś szybciej lecą.
A no i te słodkości! Były obłędne. Tutaj ponownie ukłony dla [Cud Miód Malina Lipsko]. Życzę miłego oglądania!